Loathe
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.


We can resist everything except temptation
 
IndeksPortalLatest imagesSzukajRejestracjaZaloguj

 

 Sobuś ♥

Go down 
2 posters
AutorWiadomość
Soba
Beznamiętny Żebrak
Soba


Miano : Sobbae aka 'Soba'
Rasa : Demon ♥ (wstrętny, okropny, zły i krwiożerczy!)
Wzrost/ Waga : 200cm/94kg.
Liczba postów : 22
Stan zdrowia : W pełni zdrowy, nie licząc lekkiego spaczenia psychicznego.
Ekwipunek : Talia kart do gry. Aktualny ubiór : Czarne bandaże na rękach (do łokci), szyi oraz dolnej połowie twarzy. Biała, luźna koszula z wycięciami na plecach; skórzana, czarna kamizelka ze srebrnymi guzikami; skórzane, czarne spodnie, wygodne - również czarne i skórzane - sznurowane buty z płaskimi podeszwami. Długie włosy związane w luźny warkocz.
Znaki szczególne : Cały jest szczególny.
Fabularnie : Ambiphion
Multikonta : -

Sobuś ♥ Empty
PisanieTemat: Sobuś ♥   Sobuś ♥ Icon_minitimeSro Lut 05, 2014 10:51 pm

Miano: Sobbae. Soba po prostu.

Wiek: Około 500 lat.

Płeć: Mężczyzna.

Ranga: Beznamiętny Żebrak

Rasa: Diabeł, zmutowany człowiek, do którego genów zostały wszczepione komórki demonów najróżniejszej maści.

Broń: Sam jest sobie bronią, ale lubi czasami porzucać nożami albo wystrzelać wrogów z łuku.

Umiejętności:
skradanie się – cicho, szybko, zupełnie jakby go nie było. Potrafi podejść niemalże każdego;
duża wytrzymałość – jego stworzyciel bardzo dbał o to, by jego „armia” była bardzo dobrze wyszkoloną i sprawną jednostką. Przebiec ileś kilometrów bez zatrzymywania się? Żaden problem. Przepłynięcie kanału albo wytrzymanie kilku dni bez odpoczynku? Nie ma sprawy;
walka – ot, wiadomo, Soba ma bardzo brutalny styl walki, w którym polega głównie na sile fizycznej i szybkości. Walczy niemalże zawsze z obnażonymi szponami czyli gołymi rękoma, mówiąc wprost. Częściej polega również na swojej wytrzymałości, pozwalając się zranić, by przeciwnik padł pierwszy i osłabił swoją obronę.
gra w karty/hazard – mało kto potrafi tak wprawnie oszukiwać przy grze w karty, jak Soba. Nauczył się tego po odzyskaniu swojej „wolności”, gdy musiał zacząć zarabiać w jakiś sposób na swoje życie. Uznał, że gra w karty może być całkiem dochodowa i się przy tym nie przeliczył.

Moce:
Zwiększeni wydajności ciała: całkiem  prosta sprawa. Po prostu organizm zaczyna działać na maksymalnych obrotach, zwiększając szybkość oraz siłę o 100%. Moc nie jest jednak doskonała, pochłania wiele energii i Soba używa jej w ostateczności, gdy nie ma już niczego więcej do stracenia, bo zazwyczaj po jednorazowym uruchomieniu nie ma sił na dalszą walkę.

Szpony: Soba w swojej „ludzkiej” formie zamiast paznokci i normalnych palców ma potężne, choć wyglądające na szklane, szpony. Po włączeniu tej umiejętności pazury wydłużają się, niczym miecze i stają się znacznie twardsze i ostrzejsze niż normalnie. W tej postaci Soba może przeciąć człowieka lub jakąkolwiek inną istotę humanoidalną na pół, nie napotykając większych oporów, jeśli włoży w to dostatecznie dużo siły.

Władanie cieniem: każdy cień, czy to spod powieki, rzęs czy jakikolwiek inny, może zostać użyty przez Sobę jako broń lub tarcza. Manipuluje nim i jest w stanie go zmaterializować, a wtedy przypomina gęstą i lepką substancję. W sytuacjach krytycznych może się w nim ukryć, ale jeśli tylko padnie na niego światło, cień rozproszy się i go odsłoni. Za pomocą tej umiejętności może kogoś oślepić chwilowo, uwięzić… problem jest taki, że moc ta jest z łatwością neutralizowana przez światło. Z drugiej strony, jeśli w walce ktoś użyłby światła przeciwko niemu, te umiejętności zniwelowałyby się do zera.

Hipnoza: jedna z najbardziej przydatnych mocy, Soba potrafi zahipnotyzować osoby ze swojego najbliższego otoczenia – jednak wtedy nie jest to tak silne działanie – natomiast jeśli sporzy komuś w oczy i w tym czasie użyje jej, taka istota ma zdrowo przesrane. Później nie musi zachowywać kontaktu wzrokowego, dzięki czemu może wysłać swoją ofiarę w jakieś miejsce w konkretnym celu.

Bariera: zwyczajna bariera mentalna, która blokuje ataki psychiczne. Przez iluzje, grzebanie w myślach, modyfikacja lub usuwanie wspomnień, próby zawładnięcia jego umysłem i wszystkie inne ataki mentalne. Nie pożera dużo energii, ale wyłącza się po jednorazowym użyciu na pewien czas, by się odnowić.

Umiejętności wrodzone:
skrzydła – ot, Soba, jeśli zechce, może wzbić się w powietrze, jeśli tylko uwolni swoje skrzydła. A tego nie lubi za bardzo.
szybsza regeneracja – szybsza regeneracja niż u zwykłego człowieka, ale na pewno gorszej jakości, niż ta u rodowitych demonów.
zwiększona siła fizyczna i szybkość – jak wyżej.

Cytat :
- Widziałam dzisiaj demona, jestem pewna!
- Co?
- Mówię ci!
- I że jak on niby wyglądał?
- Był… był taki wielki! Znacznie wyższy ode mnie, musiał mieć ze dwa metry i to tak przynajmniej. Barki miał szerokie i takie potężne ręce na dodatek ze szponami! Widziałam je, bo rozerwał nimi czarna bandaże na rękach. I te pazury, to wiesz, wyglądały jak takie szklane, ale rozciął metal bez najmniejszego problemu. I oczy… oko właściwie, bo drugiego to chyba nie miał… no ale mniejsza, to które miał, było takie całe niebieskie, nawet źrenicy widać nie było. No i jeszcze się świeciło tak zimno, trochę jak lód. Aż mnie coś bierze, jak o tym myślę. Ogóle wyglądał tak, jak jakiś cień. Długie, czarne włosy to się zawijały na wietrze przez co wyglądał jak taki prawdziwy potwór, no mówię ci, zwłaszcza że miał też te bandaże na twarzy, ale później je zerwał. Na bogów! Rzucił się z zębami na kogoś, miał usta po prostu pełne ostrych, spiczastych zębów i rozerwał nimi gardło, jak jakieś zwierzę, jak bestia! A jeszcze miał skrzydła, ale je rozwinął na koniec, jak już uciekał. Wielkie, skórzaste i czarne jak noc. Cały w ogóle był taki czarny, tylko skórę miał dziwnie białą, a te ślepia bez źrenic niebieskie. No i jak te szpony miał, to całe ręce też czarne i to jakoś tak dziwnie przechodziło w biel. Przerażający widok. Wyglądał jak sam szatan, kiedy wzbił się w niebo. Naprawdę.

"Pamiętam każdy dzień swojego życia. Każdą chwilą. Każdą sekundę.
Zostałem stworzony przez coś, czego nie rozumiem. Czego nie znam. Czego nigdy nie widziałem i nie byłem w stanie zrozumieć.  Po prostu się obudziłem, otworzyłem oczy i wiedziałem, kim jestem. Jaki jestem. I dlaczego jestem właśnie tym, kim się stałem, bo tego chciała ręka mego Stwórcy. Mój Stwórca jest Antystwórcą, ale potrafi tworzyć mnie. Mnie i mi podobnych, ale mówi, żem jest pierwszym, że mnie stawia najwyżej.
Nie wierzę Mu.
Jest głosem we mnie, jest częścią mnie niezmienną, nieznaną, nieogarnialną. Ale wiem, że nie mogę mu zaufać. Że kłamie. Że mnie przekabaca i chce, bym był lojalny. Jestem. Tak mnie uformował. Nie znam niczego innego.
Prawdziwe jest tylko to, co odbija się w moich oczach. Wszystko inne nie ma znaczenia."


Zabij go. Zabij. Zniszcz. Zabij i zniszcz. Zniszcz, zabijając. Zabijając, zniszcz. Nie widzisz tego, więc to nie ma znaczenia. Nie istnieje. Nie liczy się.
- Panie! Panie, litości! – wrzasnął leżący mężczyzna. – Mam dziatwy! Kobitę! Cóż ona zrobi, panie, zmiłuj się! – wrzasnął jeszcze raz, zaciskając mocniej palce na swojej twarzy. Paznokcie rozorały jego skórę i zostawiły po sobie krwawe pręgi.
Żaden mięsień nie drgnął na twarzy Soby, jego zimne jak lód oczy nie zmieniły swego wyrazu, dłoń nie drgnęła. Jedynie długi, łuskowaty i czarny jak smoła ogon zadrżał delikatnie, niczym u polującego kota. Poniekąd polował, dla samego siebie i swego życia. By zdobyć życie dla samego siebie. Demon zastanawiał się, czy te słowa były skierowane do niego, czy do wymyślonego bóstwa. Błagał o życie właśnie jego, czy to coś, co i tak nie mogłoby mu pomóc. To nie było ważne. Powody, dla których miałby żyć – żona i dzieci – nie odbijały się w jego oczach. Nie miały więc najmniejszego znaczenia.
Sobbae uniósł do góry bladą dłoń i przyjrzał się wypolerowanym, czarnym szponom u swych palców. Mógł dojrzeć w nich odbicie własnych oczu. Wściekle niebieskie płomienie zamknięte w szklanej gablocie migotały i poruszały się beznamiętnie, jakby chciały zniszczyć same siebie. Przymknął powieki i wygiął palce, by spojrzeć jednym okiem na leżącego przed nim chłopa. Ten załkał cicho, ze strachem i skulił się. Zmoczył spodnie pod naporem spojrzenia demona.
- NIE! NIE! DIABLE, ODEJDŹ! – wrzasnął, kiedy Soba miękkim i kocim ruchem uklęknął na lewe kolano tuż przed nim. Zimne oblicze wykrzywiło się, gdy do nozdrzy dotarł zapach fekaliów. Nienawidził ludzi. Byli brudni, niepotrzebni, idiotyczni. Nadawali się tylko jako posiłek. Równie ordynarny i okropny, co ich zwyczaje.
Demon – czy raczej diabeł, bo nim właśnie Sobbae był – złapał człowieka za gardło i brutalnie zacisnął uzbrojone w szpony dłonie na skórze.
- Gardzę tobą – szepnął konspiracyjnie. Jego głos wibrował nieprzyjemnie, był pusty i obojętny, zupełnie jak wściekle niebieskie oczy, którymi spoglądał na świat. – Masz tylko jedną wartościową rzecz, której nigdy byś nie docenił – dodał jeszcze, nawet na chwilę nie podnosząc tonu. Przymknął oczy w oczekiwaniu na koniec tego brudnego człowieka.
Mężczyzna zacisnął kurczowo dłonie na nadgarstkach Soby, drapał je i wił się szaleńczo w próbach uratowania samego siebie. Charczał, a jego twarz przybierała coraz bardziej groteskowy, fioletowy kolor. Wierzgnął , a jego oczy wybałuszyły się, jakby zaraz miały wypaść. Język mimowolnie wysunął mu się spomiędzy warg, opuchnięty i równie siny, co skóra na twarzy. Zacharczał głośno po raz ostatni, a demon uśmiechnął się, od razu wypuszczając wciąż podrygujące z lekka ciało na ziemię.

"To, czego nie mogę dojrzeć, nie ma znaczenia.
Istnieje tylko byt materialny, który mogę zniszczyć i zdeptać. Istnieją demony, elfy, wróżki… i ludzie. Wszyscy posiadają coś, czego nie ma żaden z moich braci, żaden który pochodzi od mojego Antykreatora, który mnie stworzył. To uczucia. Dostrzegamy je w gestach, widzimy swymi oczami, lecz nie możemy ich posiąść. Pożądamy ich. Są jedyną tęsknotą w całym naszym życiu, nic nie jest równe temu pragnieniu.
Ale nasz Pan znalazł i na to sposób.
Nauczył nas, jak czuć. Nauczył nas kraść uczucia i emocje, które towarzyszyły innym istotom za życia. Wystarczy je zabić, a wtedy możemy poczuć. Złapać dla siebie namiastkę życia, którego nigdy nie mieliśmy. I mieć nie będziemy. Próbujemy wywalczyć dla siebie prawo do tych ukradzionych emocji, do tych krótkich chwil, dla których jesteśmy gotowi oddać wszystko. My, którzy nigdy nie powinniśmy cierpieć z tak trywialnego powodu, kochamy tę jedną rzecz, której mieć nie możemy. Zabijamy dla niej, bez skrupułów, by chociaż przez chwilkę poczuć, co to znaczy żyć naprawdę."


- Soba.
- Pani Trish?
- Ty chędożony diable, gdzie byłeś?
- Żyłem.
- Znów? Przecież wy nie żyjecie! Jesteście stworzeni tylko dlatego, że ON miał taki kaprys, nic nie znaczysz! Nic i nic! Bezmózga armia, która ruszy prosto w wir walki bez cienia strachu, bez nadziei, tylko z rozkazem w mózgu. Ahahahaha. Psy, byle psy, byle podnóżkiem, mogę cię wymienić, jeśli zechcę. Poderżnąć ci gardło, bo jesteś niczym! Nie mów mi więc, że żyłeś.

Soba spojrzał beznamiętnym wzrokiem na ciało martwej kobiety. Nie, nie kobiety – wampirzycy. On, jego Pan i Stwórca, podarował tej wiedźmie jedną ze swoich zabawek, by i ona mogła się nimi cieszyć. „Kochał ją”. Tak mówił, ale Soba nigdy tego nie dostrzegł, więc uznał, że to nie ma znaczenia.
Trish z chęcią przyjęła podarunek. Stroiła swój każdy następny podarek i straszyła nim gości, rozkazywała i nie znosiła nieposłuszeństwa. Za każde uchylenie się od obowiązku, nawet jeśli było to spóźnienie, wampirzyca zwykła zabijać swoje zabawki. I prosiła o nowe, a ON podarowywał jej te najlepsze, które pieczołowicie sprawdzał i poprawiał. Ale nim podarował jej Sobbae, szepnął mu rozkaz „Nie pozwól się zniszczyć!”.
Posłuchał.
Beznamiętnie poszedł do Trish, pozwalał jej wydawać sobie rozkazy, wypełniał je bez mrugnięcia czy słowa protestu. Zabijał dla niej, kradł i niszczył. A kiedy się nudziła, zabawiał ją i zadowalał. Zawsze z tą zimną maską na twarzy, zawsze bez grama ciepła czy czułości. Nie, nie nienawidził jej. Była mu obojętna. Była mu obca, dostał rozkaz, by jej służyć. Lecz tamtego dnia spaliła za sobą wszystkie mosty. Zniszczyła samą siebie.
- Soba! – warknęła, poprawiając niedbale długi, czarny warkocz. Leżała, niczym królowa całego świata, na atłasowej kanapie. Bystre, czerwone oczy śledziły uważnie każdy, nawet najmniejszy ruch demona. Gdy tylko się pojawił, podniosła się i oparła o mebel łokciami. – Masz zabić…

"Kazała zabić. Lazare Alexis de l’Aulne Delille – to było jego imię. Odbiło się w moich oczach, kiedy pokazała mi kartkę. I adres. Stara opera. Miejsce nie było ważne i tak miałem wypełnić rozkaz, bez względu na wszystko. Chyba że zagroziłoby mi to destrukcją, wtedy miałem się wycofać, gdyż ON mi tak rozkazał. Powiedział mi, że mam się BAĆ. Strach nigdy nie odbił się w moich oczach. Wszystko co nie odbija się w moich oczach nie ma znaczenia. I zapewne nie istnieje."

Demon wślizgnął się do środka niczym duch. Bezszelestnie, cicho, nie zostawiając po sobie najmniejszego śladu. Przykucnął na dachu, tuż obok niedużego okienka niczym groteskowy ptak. Jedynie wściekle niebieskie, szklane oczy błyszczały gorączkowo w mroku. Wsunął się do budynku, wciąż idealnie cicho, jakby jego ciało było płynne. Wylądował miękko na podłodze, opierając koniuszki szponów o jakiś wymyślny, stary dywan. Wsłuchiwał się w miarowe bicie swojego serca i płytkie, ciche oddechy. Nie wiedział – nie zauważył! – że nie jest sam. Przeoczył – jakim cudem?! – postać, która znalazła się tuż za jego plecami. Nie słyszał jej. ON! Podobno jedna z najdoskonalszych broni, jedna z najsilniejszych istot na ziemi! Tak mówił Pan. Tak więc musiało być.
Zmrużył oczy i skulił się z lekka, jakby szykował się do skoku, gdy za jego plecami rozległ się tłumiony chichot, który zaraz zmienił się w ciche chrząknięcie.
- Jak długo zamierzasz się tak czaić? – zapytała postać, na co Soba wściekle syknął, a jego ślepia błysnęły jaśniej w mroku. – Jeśli chciałeś na mnie popatrzeć, wystarczyło poprosić.
Demon zerwał się  na równe nogi z głośnym warkotem, godnym stada wilków. Odwrócił się szybko w stronę głosu, lecz na jego twarzy nie zagrała nawet jedna emocja.
- Czas nie jest tak ważny, jak skuteczność – odparł zimno Sobbae. Szklane oczy doskonale widziały w ciemności, dostrzegały każdy, nawet najmniejszy szczegół na twarzy mężczyzny, który stał tuż za nim. – Lazare Alexis de l’Aulne Delille – wyrecytował wyuczoną na pamięć formułkę, wciąż bez emocji czy śladu… czegokolwiek, prócz tej obojętności w swojej postawie.
Znów rozległ się ten chichot, sprowadzający diabelne wibrowanie w dłoniach. Chciały zacisnąć się na bladym gardle, zniszczyć ten śmiech. Poczuć śmiech w samym sobie. Nagle sam – i bez rozkazu Trish – zechciał zabić. Do tego był przecież stworzony.
- Dla tak wiekowych istot jak ja, czas jest pojęciem kompletnie względnym – odparł, wciąż tym samym jedwabistym głosem Lazare. Opierał się nonszalancko o komodę za sobą, jedną dłoń wsunął do kieszeni, a drugą delikatnie potarł swoją brodę. – Za to skuteczność wybitnie sobie cenię.
Soba przymknął puste oczy i powoli rozprostował palce. Lśniące, niemalże szklane szpony zabrzęczały słodko, gdy zderzyły się ze sobą.
- Nie widzę wiekowości – oznajmił zimno demon, a jego mięśnie gotowały się powoli do skoku. – To, co nie odbija się w moich oczach, nie ma znaczenia – dodał o wiele ciszej, cytując wpajaną mu od samego stworzenia dewizę. Tak powiedział mu Stwórca, tak być więc musiało. Wiek, którego nie widać, nie miał znaczenia. Jedyna rzeczą, której nie potrafili dostrzec, lecz w którą wierzyli całym sercem, były emocje. Nieuchwytne, piękne, najdroższe. Najcenniejsza rzecz, której zazdrościliby wszystkim. Gdyby tyko potrafili.
- Doprawdy, co za prymitywne i przyciemne myślenie! – zawołał Lazare. Na jego zbyt niewieściej twarzy pojawił się  uśmieszek. – Jesteś niczym bezmózgi niewolnik. Wykonujesz ślepo polecenie właściciela i wierzysz we wszystko, co tylko ci powiedzą – westchnął. – Smutne. Nie masz nawet własnej osobowości, nie wspominając  o innych… rzeczach – zakończył swój wywód, a uśmiech na jego twarzy tylko się powiększył i stał się o wiele bardziej zjadliwy. Soba nie zareagował na te słowa. Przyjął je spokojnie, bez żadnych emocji. Był po prostu świadom tego, że to wszystko było prawdą, nieuchronnym faktem, którego nie zamierzał zmieniać. Nie miał jak. Nie miał po co. Prócz tych rozkazów nie istniało nic, co mogłoby utrzymać go przy życiu. Nic.
- Masz absolutną rację, Lazare – odpowiedział i przekrzywił głowę w lewo. Szpony u jego dłoni wydłużyły się. Niczym ząbkowane miecze, gotowe do rozerwania ciała na dwoje. Śmiertelnie groźna broń dla kogoś, kto nie byłby dość ostrożny. – Jestem niczym, choć jestem Sobą. To tylko rozkaz. A nie osobista  uraza – dodał i rzucił się bez żadnych wcześniejszych ruchów, skoczył do przodu, biorąc zamach tymi nożami, zamiast szponów.
Posypały się drzazgi.
Obojętne oczy Soby rozszerzyły się minimalnie, gdy Lazare uniknął ataku. Tanecznym niemal krokiem odskoczył na bok, a ostrza rozerwały po prostu mebel. Jakby był stworzony z tektury. Demon z niedowierzaniem spojrzał na swoje dłonie. Pierwszy raz w życiu go zawiodły.
Oberwał.
Siła uderzenia powaliła go na podłogę, aż warknął ze złości i bólu. O wiele bardziej z wściekłości.
- Milutka rozgrzewka – oznajmił śpiewnie Lazare i puścił demonowi perskie oko. Uśmiechnął się po raz kolejny. – Przyjdź, gdy przestaniesz raczkować i staniesz na własnych nogach. Wtedy z chęcią znów się z tobą pobawię.
Soba wyszczerzył spiczaste kły i ryknął. Jak demon, jak wściekła bestia. Poderwał się znów z podłogi i o wiele szybciej niż wcześniej, rzucił się na swoją ofiarę.

Zawiodłem, bo nie doceniłem przeciwnika. ON nie był niezadowolony. Nawet o tym nie wiedział. Ja czułem to, co zawsze. Nic. Gdybym potrafił żałować, byłoby mi żal samego siebie, że nie zdobyłem dla siebie kawałka życia. Że rozczarowałem sam siebie i swoje oczekiwania.
Sprawiłem zawód jedynie Trish. Przyjąłem jeden policzek, i drugi. Lazare ukradł mi oko. Nie ruszyłem się z miejsca, gdy Trish przypaliła pusty oczodół, śmiejąc się szaleńczo i krzycząc. Była wściekła, bo chciała śmierci. Jestem niczym. Tylko Sobą, czymś co zostało stworzone, by służyć. Ale dostałem rozkaz przeżycia. Dlatego, mój Panie, zabiłem Trish. Zmuszała mnie, bym nie wypełnił Twego rozkazu i przestał istnieć. Nie złamię słowa danego Tobie. Nigdy, Panie.


Wysoki demon poprawił czarna opaskę na oku i bez cienia emocji na twarzy przyglądał się ostatnim spośród nich. Pan odszedł. Pan umarł i ich opuścił. Na zawsze, tak powiedział. Przed swoim odejściem wybił trzy czwarte swojego batalionu demonów. Diabłów, jak ich nazywał. Powiedział, że oni nie mogą żyć, skoro on sam nie będzie. Większość z nich nie rozumiała, co to znaczy. Nie żyli – nie umieli.
Soba wraz z kilkoma swoimi współbraćmi przetrwał, bo było to „najdoskonalsze dzieło”. Dzieła. Kilka egzemplarzy, które wiedziały, czym jest „życie”. Te, którym najbliżej było do ludzi.
Sobbae przymknął oczy, patrząc przez okno. Gdyby potrafił nazwać to, co działo się w nim w tamtej chwili, to byłaby  ‘gorycz’. Ich istnienie zawsze było puste, znaczące tyle co pył na wietrze. Nie mieli niczego, choć mogli niemalże wszystko. Nie odeszli ze swojego więzienia, chociaż byli wolni. Tak… wolność to okropna rzecz.
Soba otrzymał dwa ostatnie rozkazy od swojego Stwórcy. Miał zabić swoich pozostałych przy życiu współbraci. A później przeczytać ostatnią wolę Pana.
Był niewolnikiem tych rozkazów, choć jego dowódca już nie istniał.
Wykonał je, czując do siebie niewdzięczny wstręt – nieświadomy.
Ale zrozumiał to, co miało być zawarte w liście od Pana, jeszcze przed jego przeczytaniem. Gdy niszczył swoich braci, ukradł ich emocje. Przygaszone, smutne i zimne. Ale emocje. Byli ludźmi. Ludźmi, na Boga!
Przeczytał list. I pierwszy raz w życiu – w ciągu setek lat – roześmiał się głośno, niemalże histerycznie. Był człowiekiem. Był błędem. Był zabawką. Został zabity i ożywiony na nowo, jako eksperyment. Który się powiódł. Miał dać ich Stwórcy nowe życie w ich ciałach, mocniejszych i sprawniejszych niż ciało jakiejkolwiek innej istoty.
Był człowiekiem.
Człowiekiem…
Mógł żyć.
ŻYĆ.

- Idiota – stwierdził głośno Soba, uderzając długimi szponami o biurko. W drugiej dłoni trzymał własnoręcznie skręconego papierosa. – Jeśli jestem zgorzkniały, to nie bez powodu. Przez wieki byłem niewolnikiem samego siebie i przekonania, że jestem niczym. Że istnieję tylko po to, żeby wykonywać za kogoś robotę, której normalnie nie chciał tknąć. Demonem, mętem z piekła rodem, a Leonard podtrzymywał te wszystkie złudzenia, ha, on żywił tym nas wszystkich, karmił nas tym, jak matka dziecko. Dopiero po śmierci znalazł w sobie odwagę, żeby powiedzieć swoim „żołnierzom”, czym są. Czy może raczej mi. Tylko ja o tym wiedziałem, cholerny ja. Nie wiem, czemu mi udało się przeżyć. To był ślepy los, bo równie dobrze ktoś inny mógłby być na moim miejscu. Ale mniejsza. Hm? Ach… wiesz, to dosyć niewdzięczna kwestia. Czym jestem? Prototypem, zmutowanym człowiekiem. Co? Nie, nie wiem, kim byłem przed tym wszystkim. Ten sukinsyn niczego nie zostawił, zniszczył wszystko, gdzie mógłbym dowiedzieć się czegoś o sobie samym. I o nich. Byliśmy ludźmi, lecz on zrobił z nas potwory i swoje zabawki. Prywatną armię pozbawionych uczuć i skrupułów morderców. Piękna wizja, co? Teraz wszystko się zmieniło. Czuję. Żyję. Czasami zastanawiam się, jakim byłem człowiekiem i czy bardzo się od siebie różnię. Ale to nie ma znaczenia. Ha, tak. To co nie odbija się w moich oczach, nie ma najmniejszego znaczenia.  To co się w nich odbija, jest prawdziwe. Nienawidzę tych słów, mimo że mówią prawdę. Poniekąd. Nie jestem głupcem, nie patrz tak na mnie. Nauczyłem się… chodzić. I pewnego dnia pójdę, żeby wyrwać całemu światu to, co mi odebrał. To nie jest osobista uraza, to czyste wyrównywanie rachunków. Nic nie jest ważne, wiesz? Teraz mogę zniszczyć wszystko to, co stanie mi na drodze. Nikt mi nie rozkazuje, jestem wolny. Ale te lata niewoli były straszliwą ceną za tę cholerną wolność. Czy było warto? Nie mam najmniejszego pojęcia. I nie wiem, jakim cudem udało mi się nie zabić, gdy dowiedziałem się o badaniach  i eksperymentach, którym zostałem poddany. Pamiętam każdy dzień mojego życia, nowego życia. Obudziłem się, płacząc z bólu i wycieńczenia, chociaż nie rozumiałem tych uczuć. Taaaak… wciąż, jeśli tylko się skupię, mogę czuć to na nowo i jeszcze raz. Moje życie było czystą fikcję, było zabawką w cudzych dłoniach. Nikt nie jest w stanie zrozumieć, jak… jak cholernie bolesne i bezwartościowe było stare życie, życie na posługach u Leonarda. Pewnego dnia… cały świat mi za to zapłaci – Soba westchnął i wstał, po raz ostatni klepiąc burego kundla po łbie i rzucił mu ostatnie już pęto kiełbasy.


Ostatnio zmieniony przez Soba dnia Sob Lut 08, 2014 1:38 pm, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Lazare
Admin
Lazare


Miano : Lazare Alexis de l'Aulne Delille się kłania.~
Wiek/ Data urodzenia : Stary jak świat, a wygląda na niezłego młokosa...
Rasa : Demon, rzecz jasna. Konkretniej ... Lisołak
Zawód : Bezrobotny, ha.~! Dorywczo przesiaduje w antykwariacie
Wzrost/ Waga : Małę to, ledwie 172 cm w kapeluszu, w tym nieco ponad 58 kg.
Liczba postów : 122
Orientacja : Estetoseksualny
Typ : Dominujące uke
Sympatia : Wypieki i Sobuś ♥♥♥ *chciałbyś co!?*
Stan zdrowia : Wyśmienity... No chyba że chce wywołać litość
Ekwipunek : Zegarek i ... Puste kieszenie Aktualny ubiór : Luźna, biała, bawełniana koszula oraz zbyt duże spodnie, w odcieniu ciemnej czerni. Zaledwie...
Znaki szczególne : On cały jest szczególny
Fabularnie : Wszędzie i nigdzie
Multikonta : Mejbi
Hobby : Granie na nerwach.~

Sobuś ♥ Empty
PisanieTemat: Re: Sobuś ♥   Sobuś ♥ Icon_minitimeSob Lut 08, 2014 1:26 pm

Nie wiem czy to przez mą sympatię do ciebie czy z powodu napisania jakże nietypowej i ciekawie zapowiadającej sie karty postaci...Ale bez zbędnego komplikowania sprawy Akceptuję i życzę miłej gry~!

Ograniczenia mocy:

Zwiększeni wydajności ciała- Czas trwania: 2 posty; Odpoczynek: 1 post
Szpony- Czas trwania: 3 posty; Odpoczynek: 2 posty
Władanie cieniem- Czas trwania: 3 posty; Odpoczynek: 3 posty
Hipnoza- Czas trwania: 2 posty ; Odpoczynek: 4 posty
Bariera- Czas trwania: 2 posty; Odpoczynek: 3 post
Powrót do góry Go down
https://loathe.forumpolish.com
 
Sobuś ♥
Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Loathe :: Postacie :: Kartoteka-
Skocz do: